Gdy Dżetruda odpowiedziała, Małżena zdała sobie sprawę z błędu, jaki popełniła. Zamrugała, świadoma strzelonej gafy. Zrozumiała też, że trochę strzeliła sobie w muszlę. Musiała to naprawić.
— Oh, pardon! — Pisnęła dziewczęco. — Mademoiselle Dżetruda, nie chciałam cię osądzać pochopnie, ale... Wiem, że i tak miał romans. Z czarnym ślimakiem z twojego klanu. Tak mi donieśli moi zwiadowcy! — Powiedziała, nędznie chyląc czółki.
— HEJ! KOGO TU NAZYWASZ KOZĄ?! — Prychnęła, patrząc wymownie na drugą ślimaczkę. Mimo to, gdy Dżetruda się na nią rzuciła, Małżena pisnęła dziewczęco i zaczęła uciekać. Uczyła się, że przed szybkimi, ale głupimi przeciwnikami powinno się uciekać zygzakiem. Tak też zrobiła.